Przewrotne pytanie, bo przecież wierzymy - tak każdy z nas z założenia odpowie. Ale czy tylko mówimy to, czy nasze słowa mówią prawdę?
To pytanie dotyczy zarówno nas świeckich wiernych, jak i księży. A zwłaszcza księży celebrujących mszę świętą.
Nie chciałbym teraz omawiać wszystkich spraw związanych z tym, co jest zapisane w konstytucji o liturgii, co tkwi w mszale, czyli nie dyskutujmy o łacinie, chorale, częściach stałych itp. Ale jest jedna rzecz związana z omawianym tematem. Mszę powinno się odprawić nabożnie, dostojnie - to są słowa, które wiążą się z mszą. One pierwsze przychodzą na myśl. Jak wygląda na co dzień? Różnie. Czym się to objawia?
Na przykład tym, że każdy z nas czuje, czy ksiądz potrafi "czuć" mszę, czy tylko odgrywa po prostu swą rolę. Czemu tak rzadko zmieni głos? Po prostu odbębnia, czasem autentycznie byle szybciej. Jeśli nie wierzy w Boga, nie wierzy w to co czyni, to musiałby grać, byśmy się nie zorientowali. Ale nawet ta gra jest słaba. Gdyby wierzył, że Pan Jezus jest naprawdę osobiście obecny podczas mszy, to zachowywałby się w ten sposób? Niemożliwe przecież. Gdy kapłan występuje "In persona Christiâ" nie powinien wykonywać przepisanych skłonów, wręcz pochyleń? Czemu naprawdę rzadko widać, by ksiądz celebrujący mszę, zmienił postawę na pokorną [on niegodny ma wystąpić w osobie Pana Jezusa]. Wierzy, że trzymać będzie w palcach Pana Jezusa, czy nie wierzy w to? Może uważa, że trzyma "opłatek"? A może wg niego uwłacza to jego godności? A może bagatelizuje? Albo podczas koncelebracji, jeden ksiądz jest głównym celebransem, a reszta w tym czasie rozmawia między sobą. Czasem nawet śmieje, przekazuje znaki i śmiechy także na drugą stronę w poprzek ołtarza. Poprzez Pana Jezusa, jak gdyby Go tam nie było. Wszystko to koncentruje się na pytaniu tytułowym. Czy wierzymy w Boga?
Czy uczestniczenie świeckich nie powinno być równie nabożne? Czy jesteśmy pewni w czym uczestniczymy? Czemu wchodząc do kościoła niektórzy, niezależnie od płci, wykonują jakiś rodzaj dziewczęcego dygnięcia, zamiast klęknąć? Czy naprawdę to takie straszne, że powinniśmy pochylić głowę? Czy wiemy i wierzymy Komu i przed Kim? Czy uczestniczymy we mszy, czy po prostu przyszliśmy i tyle? Może nawet "odlatujemy" myślami? Czy to uczciwe z naszej strony? Panu Jezusowi chciało się cierpieć i ginąć za nas? Ginąć to się chciało, ale czy cierpieć? A jednak zrobił to. Naprawdę, bez uników i udawania. A my? Oszukujemy. Już nawet nie chcę wspominać o zwykłym gadulstwie podczas mszy. A nasz ubiór? Czy naprawdę golizna to jest to? Na pogrzeb swojej mamy byśmy się tak ubrali? To czemu nie okażemy szacunku swemu Panu Bogu?
Czemu im bliżej końca mszy, to coraz więcej ludzi jest bliżej wyjścia z kościoła? Czemu są ludzie, którzy zamiast do Komunii lub zaraz po otrzymaniu Komunii wychodzą prosto do wyjścia? Sądzę, że chcą uniknąć późniejszego tłoku, nie mogą się doczekać końca i już są gotowi do odjazdu. Ludzie ci albo mogą/powinni przyjąć, albo przyjęli właśnie Pana wszechświata, Boga-Człowieka, który oddał życie, by ich zbawić! Nie chcieli tego niewiarygodnego daru lub nie mieli czasu, by złożyć Mu dziękczynienie zań! Judasz tak samo się zachował, otrzymał i wyszedł na zewnątrz. A był przecież jednym z pierwszych dwunastu ludzi, którzy dostąpili tego zaszczytu.
Owszem pewnym ludziom przytrafia się upadek i nie przystępują do Komunii, ale widać po nich co czują i są prawdziwsi i uczciwsi niż wielu przyjmujących niegodnie. Przynajmniej nie pędzą do wyjścia, zamiast w stronę ołtarza.
I znowu powraca pytanie z tytułu. Czy wierzymy w Boga?
Czy gdybyśmy wierzyli po co przyszliśmy, dla Kogo i do Kogo, to dalej tak samo byśmy się zachowywali?
Wiem, że obecnie nie w każdym kościele jest krzyż na ołtarzu, albo obok ołtarza na tyle widoczny, by można na nim skupić wzrok, ale wyobraźmy sobie, że w takim razie w przypadku zamiast krzyża i Jezusa na nim, to na ołtarzu, na blacie, usiadł sobie Pan Jezus. Czy tak samo zachowywalibyśmy się? Nie chodzi tylko o formę. Chodź wszystko na tym świecie objawia się poprzez formę. Obraz naszego wnętrza odbija się na zewnątrz. Ale widząc Pana Jezusa na krzyżu, który wisi przybity lub siedzi na blacie ołtarza i rozgląda się wokół, po naszych twarzach - co byśmy czuli i robili? Inaczej niż teraz? Stańmy w prawdzie. Przecież podczas Mszy Pan Jezus jest z nami naprawdę. Wierzymy w TO?
Autor: Szymon (Projekt Wschód-Zachód)
Nie zgadasz się z artykułem, a może chcesz coś jeszcze dodać? Zapraszamy do dyskutowania, komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz