niedziela, 24 lipca 2016

Świętujemy dziesięciolecie (1): Via Crucis, czyli jak to się zaczęło

Odległość między Hajnówką a Szczecinem to w linii prostej około 660 km, asfaltem 769 km. Odległość ta przez dziesięć lat nabrała nowej treści. Jeśli nie dla wszystkich mieszkańców Podlasia i Pomorza Zachodniego, to przynajmniej dla prawie 180 osób, które przez dziesięć lat działalności Projektu Muzyczno-Liturgicznego „Wschód – Zachód” przebyli tę odległość nie raz i nie dwa. To już dziesięć lat, proszę Państwa.

Via Crucis 2011, Warszawa
Był wieczór 24 lipca 2006 roku. Kończył się kolejny upalny dzień podlaskiego lata, kiedy diecezjalne sanktuarium św. Antoniego Padewskiego w Boćkach (diec. drohiczyńska) zaczęło napełniać się młodzieżą gimnazjalną i licealną. W Boćkach trwały rekolekcje pierwszego stopnia Oazy Nowego Życia, prowadzone według piętnastu tajemnic tradycyjnego Różańca świętego. Tego dnia wypadał dzień dziewiąty, czwarty dzień bolesny, podczas którego rozważana była tajemnica drogi krzyżowej. Zwyczajem oazowym jest udanie się tego dnia z krzyżem w pole i w las i tam odprawienie nabożeństwa. Tym razem jednak stało się inaczej.
Via Crucis 2012, Nowogard
Droga krzyżowa odprawiona została w kościele, a poszczególnym stacjom towarzyszyły nie oazowe piosenki, śpiewanie przy akompaniamencie gitary, a największe zabytki polskiej pieśni pasyjnej z XV i XVI w. Śpiewy te były przygotowywane przez dziesięcioosobową grupę animatorów i uczestników od początku przyjazdu na rekolekcje, jednak niektóre z pieśni zostały zaśpiewane przez wszystkich zgromadzonych: Godzinki o Męce Pańskiej z 1425 r. czy renesansowe Pamiętajmyż, wszyscy wierni. A wydawać by się mogło, że renesansowa muzyka religijna i grupa gimnazjalistów to dwa wykluczające się światy. Wprost przeciwnie – od tego dnia Pamiętajmyż, wszyscy wierni było chyba najczęściej nuconą frazą wśród uczestników, których na rekolekcjach było ponad 65 osób.
Jak do tego doszło? Jak to w ogóle możliwe, że oazowicze zrezygnowali ze zwyczajnej formy rekolekcyjnej drogi krzyżowej w lesie i wybrali się do kościoła? Jak to w ogóle możliwe, że tak trudna muzyka została zaprezentowana tak niepokornej grupie wiekowej? Historia ta zaczęła się wiosną tego samego roku.
Via Crucis 2006, Boćki
W marcu wybrałem się na drogę krzyżową do swojego duszpasterstwa akademickiego przy Pl. Narutowicza w Warszawie. Choć nie byłem wcześniej na próbie, śmiało dołączyłem do reszty śpiewających, mając w głowie raczej standardowy w takich sytuacjach repertuar. Śpiewaliśmy głównie pieśni z Niepojętej Trójcy, w gruncie rzeczy do siebie podobne i na tyle jednorodne, że nawet jak czegoś nie znałeś, mogłeś szybko to opanować podczas śpiewania. A tu niespodzianka. Okazało się, że moja schola przygotowała jakieś nowe pieśni, których ni w ząb nie mogłem oswoić, w których wszystko działo się inaczej i było ponad moje siły. Zafascynowany swoją nieporadnością poprosiłem o kopię jednej z pieśni, bym mógł sobie nad nią popracować w domu. Były to nuty do Wszyscy mieszkańcy dworu niebieskiego. Ta pieśń uruchomiła wielką eksplorację Internetu, opartą głównie na poszukiwaniu haseł muzyka dawna, czy polskie pieśni pasyjne. Znalezienie nut do innych kompozycji stało się możliwe dzięki świetnej inicjatywie Collegium Vocale Bydgoszcz, które po wydaniu płyty zwyczajowo zamieszczało na swojej stronie partytury do wykonywanych przez siebie utworów. Później kupiłem ich płytę, popłakałem się przy Lamencie Świętokrzyskim interpretowanym przez Teresę Budzisz-Krzyżanowską, a zebrane pieśni zaczęły składać się w nabożeństwo drogi krzyżowej. Później wystarczyło przekonać księdza moderatora i animatorkę muzyczną, jadących ze mną na rekolekcyjny turnus, że warto to zrobić. A że temat roku formacyjnego w Oazie brzmiał Pamięć i tożsamość, a ja wiedziałem, że zarówno ks. Tomasz Szmurło, jak i Magda Chomać są osobami zdolnymi do porwania się na realizację wyjątkowych przedsięwzięć, nie było to trudne.
Od tamtej pory nabożeństwo Via Crucis – rozważanie Męki Pańskiej w polskiej dawnej pieśni pasyjnej zaśpiewaliśmy jedenaście razy. Ze wszystkich śpiewanych przez nas nabożeństw, to darzymy największym sentymentem.
Via Crucis 2007, Hajnówka
Wracając z rekolekcji ks. Tomasz był pod wielkim wrażeniem, jak grupa gimnazjalistów i licealistów przyjęła całe nabożeństwo i jakim echem ono wracało do końca trwania turnusu. Od razu stwierdził, że nie możemy odłożyć tego na półkę. Trzeba to zaśpiewać jeszcze raz. Warunki ku temu były doskonałe – wraz z ks. Tomkiem byliśmy w jednej parafii, w której pojawiła się również wracająca z misji na Białorusi s. Kryspina Janecka MSF, organistka. Bardzo żywiołowa i nastawiona na liczne działania z parafianami, a zarazem spragniona nowych śpiewów, bo jak nie raz zaznaczała nie wiedziała, co się teraz w Polsce śpiewa. To właśnie równoczesne pojawienie się w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Hajnówce księdza o ogromnej wrażliwości liturgicznej i organistki spragnionej działania ponad normę spowodowało, że tym razem zebraliśmy się w większym gronie – nie tylko oazowiczów z terenu diecezji drohiczyńskiej (choć tych było najwięcej), lecz także i naszych śpiewających znajomych ze studiów, z całej Polski. Via Crucis zaśpiewana w Hajnówce w marcu 2007 roku pokazała, że złaknieni takiej formy modlitwy są nie tylko nastolatkowie, lecz przedstawiciele różnych pokoleń. Z czasem księdza Tomka i siostrę Kryspinę nazwaliśmy rodzicami chrzestnymi naszych wspólnych poczynań.
Via Crucis 2009, Szczecin (katedra)
Czwarta okazja do zaśpiewania Via Crucis była zarazem pierwszą okazją do zaśpiewania czegoś na zachodzie naszego kraju. Po raz pierwszy przekroczyliśmy granice diecezji, po raz pierwszy też, rzucona niewinnie przez Łukasza podczas prywatnych rozmów nazwa Projekt „Wschód-Zachód” została użyta oficjalnie. Po raz pierwszy także zaśpiewaliśmy w kościele katedralnym, Bazylice Archikatedralnej św. Jakuba Apostoła w Szczecinie. Pamiętnej kolacji przy świetle świec na katedralnej wieży, kiedy w całym mieście gasły światła w ramach akcji Godzina dla Ziemi, a deszcz bębnił w panoramiczne okna, nie zapomnimy do końca życia.
Via Crucis 2010, Szczecin (św. Jan Ewangelista)
Rok później wróciliśmy z Via Crucis do Szczecina, śpiewając ją w nowym kościele, najstarszym katolickim kościele miasta pw. Jana Ewangelisty. Ten kościół stał się naszym kościołem macierzystym w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej.
Via Crucis 2011, Warszawa
Szóstą Via Crucis odpowiedzieliśmy na prośby naszych znajomych z Warszawy, którzy nalegali, byśmy zaśpiewali coś także w stolicy. Była to niesamowita okazja zaśpiewania nabożeństwa w kościele, w którym sama idea Via Crucis zaczęła kiełkować pięć lat wcześniej – kościele św. Jakuba przy Pl. Narutowicza. Było to zarazem jedno z naszych spotkań, na których zgromadziliśmy się najliczniej.
Via Crucis 2013, Drohiczyn
W 2013 r. przyszedł czas na katedrę drohiczyńską. Przecież naszymi matczynymi diecezjami są: szczecińsko-kamieńska oraz właśnie drohiczyńska. W archikatedrze w Szczecinie już śpiewaliśmy, teraz chcieliśmy zrobić to samo w katedrze historycznej stolicy Podlasia. Dzień później stanęliśmy na Górze Zamkowej i odśpiewaliśmy: W dolinie Góry Zamkowej leniwie przepływa Bug
Via Crucis 2014, Międzyrzec Podlaski
Dziewiąta i jedenasta Via Crucis to czas spotkań z templariuszami Chorągwi Międzyrzeckiej w Międzyrzecu Podlaskim. Nasza współpraca z grupą rekonstruktorów zwyczajów templariuszy rozpoczęła się w 2011 roku. Jedenasta Via Crucis była zarazem pierwszą sytuacją, gdy zdarzyło nam się zaśpiewać to samo nabożeństwo dwukrotnie w tym samym kościele.
Via Crucis 2016, Międzyrzec Podlaski
Via Crucis była wstępem do naszych zorganizowanych działań. Z biegiem lat stała się jedynym nabożeństwem, jakie od czasu zawiązania naszej grupy odprawiamy corocznie. Nie jest jednak wszystkim, co spotkało nas przez te dziesięć lat. Następne wspomnienie za tydzień.

Krzysztof H. Olszyński

Brak komentarzy: