niedziela, 31 lipca 2016

Świętujemy dziesięciolecie (2): polskie Staniątki i katalońskie Montserrat

Odległość między Hajnówką a Szczecinem to w linii prostej około 660 km, asfaltem 769 km. Odległość ta przez dziesięć lat nabrała nowej treści. Jeśli nie dla wszystkich mieszkańców Podlasia i Pomorza Zachodniego, to przynajmniej dla prawie 180 osób, które przez dziesięć lat działalności Projektu Muzyczno-Liturgicznego „Wschód – Zachód” przebyli tę odległość nie raz i nie dwa. To już dziesięć lat, proszę Państwa.

Stella splendens in monte 2013, Stargard (jeszcze Szczeciński)
Charakterystyczną cechą polskiej pobożności ludowej jest położenie silnego akcentu na przeżywanie Męki Pańskiej, a także na celebrę kultu maryjnego. W pierwszej części naszych wspomnień opisaliśmy naszą drogę z Via Crucis – rozważaniem Męki Pańskiej w polskiej dawnej pieśni pasyjnej. Dziś czas na drugą polską nogę tradycyjnego śpiewania: pieśni maryjne. Wspomnimy także liryczną równowagę dla okrutnej Męki Pańskiej, jaka pojawiła się wraz z rozwojem pobożności chrześcijańskiej – świętowanie Narodzenia Pańskiego.
Ave vera virginitas 2007, Hajnówka
Wkrótce po Via Crucis zaśpiewanej w 2007 roku w Hajnówce stało się jasne, że nie powinniśmy się zatrzymywać, że warto robić coś dalej. Jeszcze tego samego roku, w święto patronalne Ruchu Światło-Życie (Oazy), czyli w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, zaśpiewaliśmy Apel Jasnogórski, wypełniony dawnymi pieśniami maryjnymi i adwentowymi z terenu całej Europy, kładąc szczególny nacisk na barokowe pieśni maryjne pochodzące z Kancjonałów staniąteckich, zgromadzonych w klasztorze benedyktynek w podkrakowskich Staniątkach. Zbiór ten stanowi ważne świadectwo polskiej pobożności religijnej w renesansie i baroku.
Ave vera virginitas 2012, Myślibórz

Pierwsze nabożeństwo Ave vera virginitas stało się dla nas pierwszym spotkaniem z naszymi przyjaciółmi ze Szczecina – to właśnie na tej współpracy zasadza się nasza późniejsza działalność. Jak do tej pory nabożeństwo Ave vera virginitas zaśpiewaliśmy dwa razy, drugie jego powtórzenie miało miejsce w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Myśliborzu – kościele, który ujrzał w swojej wizji św. ks. Sopoćko. Z powodu awarii ogrzewania śpiewanie to przoduje w kategorii najzimniejszego spotkania w naszej historii, a zdjęcie z podróży powrotnej do Warszawy obiegło świat, publikowane było w Londynie i Nowym Jorku...
Ave magne Rex caelorum 2009, Hajnówka
Kancjonały staniąteckie stały się wdzięcznym materiałem do dalszych działań. Pieśni bożonarodzeniowe z nich pochodzące, wzbogacone o śpiewy z kancjonałów Biblioteki Czartoryskich i Kórnickiej, dały w efekcie nowe nabożeństwo – Ave magne Rex caelorum, Liturgię Słowa Bożego, podczas której tłem do rozważania Tajemnicy Wcielenia były polskie pieśni bożonarodzeniowe. Żaden inny naród nie może się poszczycić takim bogactwem pieśni opisujących wydarzenia związane z Narodzeniem Pańskim. Pieśni te stanowiły zupełnie inny rodzaj ekspresji wiary, odmienny od surowego, pasyjnego. Zaśpiewaliśmy je po raz pierwszy w styczniu 2009 r., po raz pierwszy korzystając ze wsparcia wykwalifikowanych instrumentalistów oraz po raz pierwszy z udziałem alumnów Wyższego Seminarium Duchownego w Drohiczynie. To nabożeństwo udało nam się powtórzyć po latach w Stargardzie (już nie Szczecińskim). Zaskakująco lekkie i taneczne, trudno się je śpiewa bez kołysania się na boki.
Ave magne Rex caelorum 2016, Stargard (już nie Szczeciński)
Jednak jeśli o prawdziwych religijnych tańcach mowa, nie należy ominąć bodajże najbardziej misternego w przygotowaniach nabożeństwa, które zaśpiewaliśmy po raz pierwszy tego samego roku, co Ave magne Rex caelorum. Za fasadą Nabożeństwa Różańcowego Stella splendens in monte stoi ogrom działań logistycznych, wiele godzin spędzonych przed komputerami i na spotkaniach i konsultacjach. To w jakiś sposób najbardziej unikalne nabożeństwo wśród pozostałych, bo pomimo ogromu włożonego w niego pracy, jest dziwnie nie nasze. Po raz jedyny w naszej historii skorzystaliśmy z gotowego zestawu pieśni, będących w dużej mierze tańcami maryjnymi, które przetrwały w rękopisie El Llibre Vermell de Montserrat. Po raz pierwszy w historii opanowaliśmy też śpiew wszystkich pieśni z konkretnego źródła. Po raz pierwszy przygotowaliśmy tłumaczenia śpiewanych przez nas tekstów – od A do Z. Owocem tamtego nabożeństwa jest również nasza strona internetowa, na której znajduje się niniejszy tekst. W przygotowania zaangażowały się osoby zamieszkałe na co dzień w Barcelonie, Brukseli i Neapolu.
Stella splendens in monte 2009, Hajnówka
Klasztor na Montserrat, skąd pochodzi wspomniany rękopis, wykazuje pewne analogie do polskiej Jasnej Góry. W obu przypadkach jest to schronienie Czarnej Madonny, której wykonanie (znów w obu przypadkach) legendarnie przypisywane jest św. Łukaszowi. Czym dla nas Jasna Góra, tym Montserrat dla Katalończyków. Z kolei pieśni z rękopisu El Llibre Vermell de Montserrat przywodzą na myśl śpiewy z Kancjonałów staniąteckich – mają służyć raczej prostym ludziom, napisane są przeważnie tak, by mogły być zaśpiewane bez wyjątkowych umiejętności muzycznych. Przeważnie.
Pierwsze Stella splendens in monte – Nabożeństwo Październikowe z pieśniami maryjnymi z El Llibre Vermell de Montserrat zaśpiewaliśmy po raz pierwszy w Hajnówce w październiku 2009. Było to ostatnie nabożeństwo, którego „premiera” miała miejsce w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, lecz tradycję pierwszego przemodlenia każdego nabożeństwa w Hajnówce utrzymujemy do dziś.
Stella splendens in monte 2010, Świnoujście
Drugie Nabożeństwo Październikowe Stella splendens in monte to czas absolutnie niezwykłego spotkania w Świnoujściu. Nie wyobrażaliśmy sobie nigdy, że przyjęcie śpiewaków w parafii może być tak życzliwe, że parafianki zarzucą nas dzień później „gorącym ciastem na drogę”. Była to również rozkoszna okazja do obserwacji jesieni nad morzem, do czego plaże wyspy Uznam nadają się doskonale. Łącznie nabożeństwo zaśpiewaliśmy siedem razy, jednak prócz tego należy policzyć dwie inne okazje, podczas których można było usłyszeć pieśni z rękopisu El Llibre Vermell de Montserrat.
Stella splendens in monte 2012, Poznań

Innymi szczególnie obdarzonymi wspomnieniami powtórzeniami nabożeństwa Stella splendens in monte było nabożeństwo w Poznaniu (2012) i w Sopocie (2015). Przy pierwszej okazji doświadczyliśmy bardzo ciepłego przyjęcia w niezwykłej aurze - dzień po naszym śpiewaniu miasto spowiła tak gęsta i malownicza mgła, że doświadczaliśmy go głównie przez barwne słowa Doroty i Ani, niż własnymi oczyma. Po tym wydarzeniu zaobserwowaliśmy również największy ruch na naszej stronie www i stronie na Facebooku w historii naszej działalności. Śpiewanie w Sopocie było natomiast spłatą długu wdzięczności, jaki zaciągnęliśmy organizując w parafii księży misjonarzy dwukrotnie zamknięty warsztat dla uczestników Projektu. Przy tamtych okazjach śpiewaliśmy tylko podczas mszy świętych, teraz mogliśmy również wspólnie przemodlić Nabożeństwo Październikowe.
Stella splendens in monte 2015, Sopot
Wyjątkowy sentyment, jaki narodził się w nas do pieśni z El Llibre Vermell de Montserrat spowodował, że zdecydowaliśmy się na wspólny wyjazd do Katalonii, którego głównym celem było nawiedzenie klasztoru i modlitwa przed cudownym wizerunkiem Czarnulki, jak ją pieszczotliwie nazywają miejscowi. Po modlitwie indywidualnej udaliśmy się do kaplicy adoracyjnej i śpiewaliśmy te fantastyczne pieśni w miejscu ich powstania. A potem śpiewaliśmy dalej, idąc do Santa Cova, miejsca znalezienia cudownej figury Czarnulki.
Przed Santa Cova, Montserrat 2014

Koncerty nie są formą działalności, którą chcielibyśmy uznać za naszą podstawową. Jednak w naszej historii zdarzyło nam się zaśpiewać je dwukrotnie. Jednym z nich był koncert, jaki zaśpiewaliśmy w warszawskim Sanktuarium Jezusa Nazareńskiego. Przy kościele tym działa duszpasterstwo osób hiszpańskojęzycznych, a raz w roku, na wiosnę, parafia organizuje obchody Hiszpańskiej Niedzieli na Solcu. Właśnie w ramach tego spotkania dane nam było zaprezentować komplet śpiewów z El Llibre Vermell de Montserrat w stolicy.
Hiszpańska Niedziela na Solcu 2013
Jednak pierwszym koncertem był …nunc et in hora mortis nostrae, który wykonaliśmy podczas Europejskich Dni Dziedzictwa 2011, wydarzenia organizowanego na przełomie sierpnia i września w wielu krajach europejskich, mającego na celu promocję lokalnych miejsc, szerzej nieznanych, o znacznej wartości kulturowej. Takim miejscem są Chwarszczany, niewielka wieś przy granicy polsko-niemieckiej, w której znajduje się świetnie zachowana kaplica Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa Świątyni Salomona, zwanego popularnie templariuszami. To było nasze pierwsze spotkanie na szlaku templariuszy (nazwa organizatorów to właśnie Stowarzyszenie Szlak Templariuszy), i jak się później okazało – nie ostatnie. Kawa z ogniska, lepienie garnków, nauka fechtunku – rzadko w przerwie między próbami zdarza nam się doświadczyć tak wiele.
Europejskie Dni Dziedzictwa 2011, Chwarszczany
Koncert w Chwarszczanach był również pierwszą próbą poważnego zmierzenia się z chorałem gregoriańskim. Oprócz pieśni z Montserrat, dobranych pod kątem Maryi jako patronki dobrej śmierci, koncert …nunc et in hora mortis nostrae zawierał również chorałowe śpiewy pogrzebowe z Missa pro defunctis. Ich nauka nie poszła w las, posłużyły one do utkania kolejnego nabożeństwa, które wspomnimy za tydzień.
Krzysztof H. Olszyński

niedziela, 24 lipca 2016

Świętujemy dziesięciolecie (1): Via Crucis, czyli jak to się zaczęło

Odległość między Hajnówką a Szczecinem to w linii prostej około 660 km, asfaltem 769 km. Odległość ta przez dziesięć lat nabrała nowej treści. Jeśli nie dla wszystkich mieszkańców Podlasia i Pomorza Zachodniego, to przynajmniej dla prawie 180 osób, które przez dziesięć lat działalności Projektu Muzyczno-Liturgicznego „Wschód – Zachód” przebyli tę odległość nie raz i nie dwa. To już dziesięć lat, proszę Państwa.

Via Crucis 2011, Warszawa
Był wieczór 24 lipca 2006 roku. Kończył się kolejny upalny dzień podlaskiego lata, kiedy diecezjalne sanktuarium św. Antoniego Padewskiego w Boćkach (diec. drohiczyńska) zaczęło napełniać się młodzieżą gimnazjalną i licealną. W Boćkach trwały rekolekcje pierwszego stopnia Oazy Nowego Życia, prowadzone według piętnastu tajemnic tradycyjnego Różańca świętego. Tego dnia wypadał dzień dziewiąty, czwarty dzień bolesny, podczas którego rozważana była tajemnica drogi krzyżowej. Zwyczajem oazowym jest udanie się tego dnia z krzyżem w pole i w las i tam odprawienie nabożeństwa. Tym razem jednak stało się inaczej.
Via Crucis 2012, Nowogard
Droga krzyżowa odprawiona została w kościele, a poszczególnym stacjom towarzyszyły nie oazowe piosenki, śpiewanie przy akompaniamencie gitary, a największe zabytki polskiej pieśni pasyjnej z XV i XVI w. Śpiewy te były przygotowywane przez dziesięcioosobową grupę animatorów i uczestników od początku przyjazdu na rekolekcje, jednak niektóre z pieśni zostały zaśpiewane przez wszystkich zgromadzonych: Godzinki o Męce Pańskiej z 1425 r. czy renesansowe Pamiętajmyż, wszyscy wierni. A wydawać by się mogło, że renesansowa muzyka religijna i grupa gimnazjalistów to dwa wykluczające się światy. Wprost przeciwnie – od tego dnia Pamiętajmyż, wszyscy wierni było chyba najczęściej nuconą frazą wśród uczestników, których na rekolekcjach było ponad 65 osób.
Jak do tego doszło? Jak to w ogóle możliwe, że oazowicze zrezygnowali ze zwyczajnej formy rekolekcyjnej drogi krzyżowej w lesie i wybrali się do kościoła? Jak to w ogóle możliwe, że tak trudna muzyka została zaprezentowana tak niepokornej grupie wiekowej? Historia ta zaczęła się wiosną tego samego roku.
Via Crucis 2006, Boćki
W marcu wybrałem się na drogę krzyżową do swojego duszpasterstwa akademickiego przy Pl. Narutowicza w Warszawie. Choć nie byłem wcześniej na próbie, śmiało dołączyłem do reszty śpiewających, mając w głowie raczej standardowy w takich sytuacjach repertuar. Śpiewaliśmy głównie pieśni z Niepojętej Trójcy, w gruncie rzeczy do siebie podobne i na tyle jednorodne, że nawet jak czegoś nie znałeś, mogłeś szybko to opanować podczas śpiewania. A tu niespodzianka. Okazało się, że moja schola przygotowała jakieś nowe pieśni, których ni w ząb nie mogłem oswoić, w których wszystko działo się inaczej i było ponad moje siły. Zafascynowany swoją nieporadnością poprosiłem o kopię jednej z pieśni, bym mógł sobie nad nią popracować w domu. Były to nuty do Wszyscy mieszkańcy dworu niebieskiego. Ta pieśń uruchomiła wielką eksplorację Internetu, opartą głównie na poszukiwaniu haseł muzyka dawna, czy polskie pieśni pasyjne. Znalezienie nut do innych kompozycji stało się możliwe dzięki świetnej inicjatywie Collegium Vocale Bydgoszcz, które po wydaniu płyty zwyczajowo zamieszczało na swojej stronie partytury do wykonywanych przez siebie utworów. Później kupiłem ich płytę, popłakałem się przy Lamencie Świętokrzyskim interpretowanym przez Teresę Budzisz-Krzyżanowską, a zebrane pieśni zaczęły składać się w nabożeństwo drogi krzyżowej. Później wystarczyło przekonać księdza moderatora i animatorkę muzyczną, jadących ze mną na rekolekcyjny turnus, że warto to zrobić. A że temat roku formacyjnego w Oazie brzmiał Pamięć i tożsamość, a ja wiedziałem, że zarówno ks. Tomasz Szmurło, jak i Magda Chomać są osobami zdolnymi do porwania się na realizację wyjątkowych przedsięwzięć, nie było to trudne.
Od tamtej pory nabożeństwo Via Crucis – rozważanie Męki Pańskiej w polskiej dawnej pieśni pasyjnej zaśpiewaliśmy jedenaście razy. Ze wszystkich śpiewanych przez nas nabożeństw, to darzymy największym sentymentem.
Via Crucis 2007, Hajnówka
Wracając z rekolekcji ks. Tomasz był pod wielkim wrażeniem, jak grupa gimnazjalistów i licealistów przyjęła całe nabożeństwo i jakim echem ono wracało do końca trwania turnusu. Od razu stwierdził, że nie możemy odłożyć tego na półkę. Trzeba to zaśpiewać jeszcze raz. Warunki ku temu były doskonałe – wraz z ks. Tomkiem byliśmy w jednej parafii, w której pojawiła się również wracająca z misji na Białorusi s. Kryspina Janecka MSF, organistka. Bardzo żywiołowa i nastawiona na liczne działania z parafianami, a zarazem spragniona nowych śpiewów, bo jak nie raz zaznaczała nie wiedziała, co się teraz w Polsce śpiewa. To właśnie równoczesne pojawienie się w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Hajnówce księdza o ogromnej wrażliwości liturgicznej i organistki spragnionej działania ponad normę spowodowało, że tym razem zebraliśmy się w większym gronie – nie tylko oazowiczów z terenu diecezji drohiczyńskiej (choć tych było najwięcej), lecz także i naszych śpiewających znajomych ze studiów, z całej Polski. Via Crucis zaśpiewana w Hajnówce w marcu 2007 roku pokazała, że złaknieni takiej formy modlitwy są nie tylko nastolatkowie, lecz przedstawiciele różnych pokoleń. Z czasem księdza Tomka i siostrę Kryspinę nazwaliśmy rodzicami chrzestnymi naszych wspólnych poczynań.
Via Crucis 2009, Szczecin (katedra)
Czwarta okazja do zaśpiewania Via Crucis była zarazem pierwszą okazją do zaśpiewania czegoś na zachodzie naszego kraju. Po raz pierwszy przekroczyliśmy granice diecezji, po raz pierwszy też, rzucona niewinnie przez Łukasza podczas prywatnych rozmów nazwa Projekt „Wschód-Zachód” została użyta oficjalnie. Po raz pierwszy także zaśpiewaliśmy w kościele katedralnym, Bazylice Archikatedralnej św. Jakuba Apostoła w Szczecinie. Pamiętnej kolacji przy świetle świec na katedralnej wieży, kiedy w całym mieście gasły światła w ramach akcji Godzina dla Ziemi, a deszcz bębnił w panoramiczne okna, nie zapomnimy do końca życia.
Via Crucis 2010, Szczecin (św. Jan Ewangelista)
Rok później wróciliśmy z Via Crucis do Szczecina, śpiewając ją w nowym kościele, najstarszym katolickim kościele miasta pw. Jana Ewangelisty. Ten kościół stał się naszym kościołem macierzystym w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej.
Via Crucis 2011, Warszawa
Szóstą Via Crucis odpowiedzieliśmy na prośby naszych znajomych z Warszawy, którzy nalegali, byśmy zaśpiewali coś także w stolicy. Była to niesamowita okazja zaśpiewania nabożeństwa w kościele, w którym sama idea Via Crucis zaczęła kiełkować pięć lat wcześniej – kościele św. Jakuba przy Pl. Narutowicza. Było to zarazem jedno z naszych spotkań, na których zgromadziliśmy się najliczniej.
Via Crucis 2013, Drohiczyn
W 2013 r. przyszedł czas na katedrę drohiczyńską. Przecież naszymi matczynymi diecezjami są: szczecińsko-kamieńska oraz właśnie drohiczyńska. W archikatedrze w Szczecinie już śpiewaliśmy, teraz chcieliśmy zrobić to samo w katedrze historycznej stolicy Podlasia. Dzień później stanęliśmy na Górze Zamkowej i odśpiewaliśmy: W dolinie Góry Zamkowej leniwie przepływa Bug
Via Crucis 2014, Międzyrzec Podlaski
Dziewiąta i jedenasta Via Crucis to czas spotkań z templariuszami Chorągwi Międzyrzeckiej w Międzyrzecu Podlaskim. Nasza współpraca z grupą rekonstruktorów zwyczajów templariuszy rozpoczęła się w 2011 roku. Jedenasta Via Crucis była zarazem pierwszą sytuacją, gdy zdarzyło nam się zaśpiewać to samo nabożeństwo dwukrotnie w tym samym kościele.
Via Crucis 2016, Międzyrzec Podlaski
Via Crucis była wstępem do naszych zorganizowanych działań. Z biegiem lat stała się jedynym nabożeństwem, jakie od czasu zawiązania naszej grupy odprawiamy corocznie. Nie jest jednak wszystkim, co spotkało nas przez te dziesięć lat. Następne wspomnienie za tydzień.

Krzysztof H. Olszyński

sobota, 9 lipca 2016

Fons et culmen, czyli msza święta śpiewem bogata

Minęło sporo czasu, odkąd ogłaszaliśmy nasze ostatnie nabożeństwo. Nie oznacza to jednak, że w ostatnich miesiącach ustaliśmy w działaniach. Tak się akurat złożyło, że w tym roku wyjątkowo często zapraszani byliśmy do udziału w rodzinnych wydarzeniach, podczas których przygotowywaliśmy oprawę muzyczną mszy świętej. Takie msze święte przygotowane przez nas nazywamy FONS ET CULMEN.

Działania Projektu Muzyczno-Liturgicznego „Wschód – Zachód” można przyrównać do drzewa o trzech konarach. Pierwszym, zarówno chronologicznie, jak i pod względem naszego zaangażowania jest cykl nabożeństw okresowych, w których tło do rozważań danej tajemnicy stanowi dawna muzyka religijna. Drugim jest cykl Rekolekcji dla facetów z naukami stanowym dla mężczyzn, jakie przygotowujemy w Szczecinie. Trzecim zaś to posługa muzyczna podczas uroczystych mszy świętych sprawowanych w wyjątkowych okolicznościach.

Konstytucja o Liturgii nazywa Liturgię Świętą naszym źródłem i szczytem (łac. fons et culmen). Liturgia, czyli powszechna modlitwa Kościoła, powinna być dla nas źródłem, a więc siłą do codziennego życia, jak i szczytem, czyli najważniejszym wydarzeniem naszej codzienności. Właśnie określeniem Fons et culmen nazwaliśmy naszą posługę podczas sprawowanych w wyjątkowych okolicznościach uroczystych mszach świętych. Od początku tego roku zdarzyło się nam uczestniczyć w takich mszach pięć razy.

Pierwszą z uroczystych okazji była msza święta z udzieleniem sakramentu chrztu świętego córce naszego projektowego małżeństwa. Była to zarazem druga okazja w naszej historii do śpiewania przy tak radosnej okazji. Poprzednim razem, kilka lat temu w Szczecinie, przygotowaliśmy śpiewy chorałowe i renesansowe. Tym razem, w Warszawie, wzbogaciliśmy zestaw śpiewów o polskie rotuły (renesansowe pieśni bożonarodzeniowe), gdyż chrzest wypadał w styczniu.

Druga okazja towarzyszyła zupełnie innym chwilom. Żegnaliśmy naszych bliskich, a śpiewy chorałowe mszy Requiem towarzyszyły ich ostatniemu pożegnaniu. W tej roli nie mieliśmy możliwości jeszcze nigdy zaśpiewać, jednak mszę pogrzebową (nazywaną Requiem lub Missa pro defunctis) śpiewaliśmy już trzykrotnie – podczas koncertu w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa w Chwarszczanach (2011 r.), a także w ramach prowadzonego przez nas różańca wypominkowego Requiem aeternam. Tym razem śpiew ten pojawił się w najbardziej właściwym dla siebie kontekście – podczas dwóch mszy pogrzebowych, sprawowanych w Hajnówce. Naszych bliskich żegnaliśmy wtedy także ludowymi śpiewami o przemijaniu.

Kwiaty, również na torcie,
dostarczył Zielony Kombinat
Trzecia okazja była znów odmienna w nastroju. Wydawaliśmy za mąż dwie koleżanki z naszego śpiewaczego grona i obie zdecydowały się na powierzenie nam przygotowania oprawy liturgicznej mszy ślubnej. Odpowiedzialni byliśmy więc nie tylko za śpiew, lecz także za czytania. Pieśni, które śpiewamy przy okazji zawierania związku małżeńskiego, to śpiewy chorałowe, a także psalmy renesansowe. Mszę świętą rozpoczynamy psalmem Wszytcy są błogosławieni (Cyprian Bazylik, Jan Lubelczyk), opowiadającą o tym, że bogobojnemu człowiekowi Bóg błogosławi długim życiem i licznym potomstwem. Ofiarowanie to czas antyfony Ubi caritas et amor (Tam gdzie jest miłość, tam mieszka Bóg). A ponieważ był to ślub naszych koleżanek, nie zabrakło także ich ulubionych pieśni z repertuaru Projektu (O Virgo splendens). Naszym nowym odkryciem są pieśni ślubne ze Śpiewnika pelplińskiego, którego facsimilie ukazały się niedawno. Przy okazji pierwszego ślubu mieliśmy okazję świętować na skraju Puszczy Białowieskiej, podczas drugiego – w sercu Mazur. W obu przypadkach oprawę florystyczną kościoła zapewniał Zielony Kombinat, awangardowa pracownia florystyczna jednego z naszych Projektowiczów. Przed nami jeszcze jedna okazja ślubna; msza ślubna z cyklu Fons et culmen niedługo zabrzmi w Pustelni św. Salomei w Ojcowie.


Posługa śpiewem przy okazji wzniosłych wydarzeń to, jakkolwiek pusto by to nie brzmiało, wyjątkowo silne doświadczenie, które bardzo mocno pokazuje nam naturę śpiewu. W takich momentach bardzo łatwo przekonujemy się, jak bardzo ludzie nie chcą muzycznego banału, jak bardzo potrzebują wzniosłej oprawy takich wzniosłych chwil. Bardzo często to pragnienie pozostaje nieuświadomione do momentu, aż cała uroczystość dobiegnie końca. Niech przykładem będzie tutaj przyjęcie, bądź co bądź trudnego w odbiorze śpiewu żałobnego (pieśni chorałowe były bardzo skomplikowane jak na dzisiejsze standardy, a teksty pieśni ludowych mówiły o przemijaniu w sposób tak dosadny, w jaki dzisiaj o śmierci się nie mówi). Po pierwsze, znakomicie sprawdził się mieszanym środowisku wyznaniowym Podlasia, tworząc główną treść czuwania przy zmarłym. Po drugie, ludzie w takim momencie znacznie bardziej pragną poważnych, głębokich tekstów ze szlachetną melodią, o które nieraz trudno w codziennej praktyce wykonawczej podczas liturgii. Jeden z komentarzy po naszym śpiewie chorału podczas mszy pogrzebowej brzmiał: To był pogrzeb katolicki? To my takie śpiewy mamy?  I było to szczere zdziwienie z nutą zachwytu, nie oburzenia.

Frendsie - selfie wykonane z przyjaciółmi